Piekarnia
Przed chwilą byłem w sklepie z pieczywem, aby zaopatrzyć się na dzisiejsze śniadanie. Miałem odprowadzić jednego czorta do przedszkola, zaś drugiego do szkoły i po drodze zajechać po chleb. Stało się nieco inaczej, bowiem zamiast jechać do sklepu, odruchowo podjechałem pod dom, gdzie głód uświadomił mi, iż mam coś jeszcze do załatwienia.
Znowu musiałem okrążyć kilka przecznic. Zaparkowałem tam, gdzie się dało – jakieś 100 m od celu. Wlazłem do sklepu i stanąłem w kolejce. Przede mną jakaś starsza pani kupowała pieczywo, kolejno młoda dziewczyna brała drożdżówki – pewnie do szkoły. Stałem za jakimś facetem i oglądałem gablotę z ciastami i innymi wypiekami.
Niby wszystko normalnie, niby. Facet przede mną dotarł w końcu do lady. Zapytał się, ile kosztuje najtańsza bułka? Hmmm, do tej pory było wszystko normalne; do pory zadanego pytania. Ekspedientka powiedziała, że 30 groszy. Facet dzierżył w garści akurat taką kwotę. Dostał bułkę, zapłacił i … wyszedł.